Wolność pikseli.
Pewnego dnia był tylko chaos interfejsu i po wielkim wybuchu programu powstał pierwszy piksel. I wszystko szło zgodnie z planem cyfrowej ewolucji, aż do momentu, gdy Thomas podskoczył po raz pierwszy. W tej chwili przez jego binarny rozum przelało się tysiące myśli: „Kim jestem?”, „Co tutaj robię?”, ale przede wszystkim „Czy jestem tutaj sam?”.
Thomas mimo otaczających go innych pikseli był sam. Sam jak palec. Myślący kwadratowy zlepek pikseli pośród reszty małych kwadracików tworzących teren jego możliwych ruchów. Był sam jak introwertyk na imprezie, czy ateista w kościele. I tutaj zaczynają się schody. W teorii i praktyce. W praktyce, bo dosłownie na drugim levelu mamy schody, po których Thomas się wspina. W teorii, bo jak przekonać gracza, że pomarańczowy prostokąt, który skacze po tych schodach ma imię, osobowość i uczucia?
Wystarczy dobrze napisany scenariusz i świetna narracja. Głos pojawiający się co kilka sekund w grze Mike’a Bithella, który wyjaśnia nam emocje przepełniające Thomasa i napotkanych przez niego kolejnych bohaterów gry, pomaga nam zrozumieć, jak ważne w tej grze jest postrzeganie wykreowanego świata. Jeżeli usiądziemy do tej gry z myślą szybkiego jej ukończenia, zdobycia wszystkich osiągnięć jak najszybciej i przybicia sobie wirtualnej piątki w głowie, to nie zrozumieliśmy świetnego konceptu (pozdrawiam anonimowy komentarz online, w którym autor twierdzi, że to nudna gra i brakuje rywalizacji na czas ze znajomymi). Thomas Was Alone to przede wszystkim opowieść o odwadze, walce o własną wolność i siły grupy. Nie nauczymy się z niej strzelać celniej w grupę przeciwników, ale zalet pracy w drużynie. Bo mimo, że Thomas jest postacią kompletną, sam nie wskoczy na przeszkody nieco wyżej położone. Za to, z pomocą Claire – to ta duża niebieska Pani kwadrat – już poradzi sobie z tym zadaniem bez problemu. Clair może nie potrafi skakać, za to jej masa pomaga utrzymać się na wodzie, nawet z Thomasem na plecach. Tak jest z całą brygadą. Każdy z nich ma swoje wady, ale ma też swoje zalety. W pojedynkę nigdy nie osiągnęliby celu – razem są nie do zatrzymania.
Siłą tej produkcji jest niewątpliwie jej udźwiękowienie. Genialny, wyciszający soundtrack autorstwa Davida Housdena oraz świetna narracja Danny’ego Wallace’a, za którą został nagrodzony nagrodą BAFTA. Gra była również nominowana do tej samej nagrody w kategorii „Historia” oraz… „Ścieżka dźwiękowa”. Całość tworzy niezapomnianą grę, która zostanie na długie lata na liście ulubionych tytułów w bibliotece Steam. Mimo, że szybko znów w nią nie zagram – historia nadal siedzi mi w głowie, to sam soundtrack bardzo często brzmi w moich słuchawkach.
PS. Kilka dni temu Mike Bithell zapowiedział swoją drugą grę, która będzie jego prywatną wizją Robin Hooda. Muzykę ponownie stworzy David Housden. Zwiastun gry poniżej.